„I kupiłem w dobrej cenie, i nikt mnie nie oszukał, i nikt mnie nie okradł…”

0
12
Rate this post

Tłok zaczyna robić się dosyć spory, chociaż jeszcze właściwie nie weszliśmy pod dach i rzucamy okiem na butiki stojące na zewnątrz. Nie jest tak późno jak przypuszczaliśmy, ale mamy już popołudnie, więc dochodzimy do wniosku, że jak na razie tempo zwiedzania mamy całkiem dobre i nie tracimy cennego czasu. Chociaż po spacerku od Cysterny odczuwamy małe zmęczenie, wchodzimy pod zadaszony teren i już rozkoszujemy się wszystkim tym, o czym marzą prawdziwi turyści – wielkimi zakupami w wyjątkowym miejscu.
O czym należy pamiętać wybierając się na Grand Bazaar? Zacznijmy od tego, że czynny jest od 09.00 do 19.00 we wszystkie dni tygodnia oprócz niedzieli, więc raczej nie powinno się zostawiać go na ostatnią chwilę zwiedzania miasta. Należy też w ogóle odrzucić pomysł, że mając godzinkę czasu przelecimy to miejsce wzdłuż i wszerz i jeszcze kupimy jakieś ciuszki, kilka pamiątek i na końcu wypijemy herbatkę w małych sympatycznych szklaneczkach.
Po pierwsze, musimy nauczyć się postępować z tureckimi kupcami, którzy są dosyć specyficzną grupą zawodową, a dla turystów z Europy, jest to chyba najbardziej irytująca grupa zawodowa. Pamiętając jednak o kilku podstawowych zasadach nie będziemy mieli z nimi żadnego problemu, a gdy naprawdę będziemy mieli zamiar cokolwiek kupić, uda nam się uzyskać bardzo atrakcyjną cenę i wyjdziemy z Wielkiego Bazaru ogromnie zadowoleni.
Już po przekroczeniu jednej z czterech głównych bram (warto zwrócić uwagę na bogate zdobienia), po przejściu kilku kroków zostaniemy zaczepieni przez jednego ze sprzedawców czegokolwiek. Skąd jestem? Nieważne, nie twój, przyjacielu, interes w tym skąd jestem, więc nawet się nie odezwę. Ignorancja jest bardzo skuteczną metodą na Bazarze i na pewno nikt nie będzie miał do Ciebie, drogi czytelniku pretensji, że nie odpowiedziałeś na pytanie, które ów kupiec zadaje 200 000 – 400 000 tysiącom osób dziennie, tyle właśnie odwiedza Grand Bazaar. Czego szukam? To też pozostanie moją słodką tajemnicą i nie powiem ci turecki sprzedawco, że tak naprawdę szukam małej srebrnej szkatułki, bo od razu przetrząśniesz swój mały sklepik, w którym nagle znajdziesz chyba 50 srebrnych małych szkatułek i żadna nie będzie mi się podobać, choć do końca będziesz twierdził inaczej. Nie odpowiadamy na żadne pytania, idziemy spokojnie rozglądamy się i gdy przystaniemy przy czymś co przykuje naszą uwagę, odpowiadamy sprzedawcy, że tylko patrzymy i prosimy go o chwilę zastanowienia. Wszystko oczywiście kulturalnie i na poziomie, ale zdecydowanie. Gdy nie będzie chciał ustąpić, robimy to, czego nauczyliśmy się przy wejściu – ignorujemy i delikatnie dajemy do zrozumienia, że nic swoją taktyką nie osiągnie.
Stosując prostą zasadę, w myśl której jeśli nas coś nie interesuje to nie zaczynamy w ogóle rozmowy, pobyt w tym niezwykle interesującym miejscu nie będzie dla nas utrapieniem i nie wyjdziemy z Bazaru bez pieniędzy i z całą masą niepotrzebnych rzeczy. Co jednak zdarzy się, gdy wśród 5 000 sklepów rozmieszczonych wzdłuż 60 ulic, na 31 hektarach powierzchni w końcu odnajdziemy coś, co wpadło nam w oko i jesteśmy gotowi to kupić, rozpoczyna się wyższa szkoła jazdy, w której tylko najsprytniejsi będą prawdziwymi zwycięzcami.
Zostańmy przy małej srebrnej szkatułce, którą zobaczyliśmy na wystawie jednego ze sklepików. Patrzymy, oglądamy, robimy wszystko, co normalni kupujący w normalnym europejskim sklepie. Nagle podchodzi do nas wyjątkowo uprzejmy sprzedawca i oznajmia witając nas, że jesteśmy jego przyjaciółmi, pyta skąd jesteśmy i takie tam uprzejmości, o których nie warto wspominać, ale trzeba przyznać, że są dosyć sympatyczne. Ów sprzedawca rozmawia z nami, pokazuje 50 innych produktów, które albo nam się podobają albo nie no i po jakiejś tam chwili przychodzi najważniejszy moment. Decydujemy się na kupno czy rezygnujemy.
Zacznijmy od drugiej opcji. Jeśli rezygnujemy, to radzę zacząć uciekać, gdyż sprzedawca będzie zdenerwowany, że wyrzucił nam przed oczy tyle towaru, a my się rozmyśliliśmy. Oczywiście żartuje, chociaż troszkę prawdy w tym jest, że niezbyt miło później na nas patrzą, gdy wyciągnęli wszystko, a my po prostu odchodzimy. Czasami nie ma innej rady, ale jeśli nie musimy, to unikajmy takich sytuacji. A jak ognia unikajmy rozpoczęcie targowania, gdy nie mamy zamiaru kupować. Tego się tam w ogóle nie robi.
Jeśli jednak chcemy coś kupić i spośród 50 różnych modeli (skąd on w takim małym sklepie wziął tyle małych srebrnych szkatułek?!:) wybraliśmy tę jedną jedyną i wymarzoną, możemy rozpocząć negocjacje cenowe. I to jest właśnie najcudowniejszy moment. Przypuśćmy, że na pytanie o cenę sprzedawca patrzy na nas i mówi np. 50 lirów. Zaczynamy analizować sytuację. Płacąc tę cenę obrażamy sprzedawcę, bo po to jest tak wysoka, byśmy mogli ją zbić, a jeśli tego nie robimy to go nie szanujemy itp. Więc od razu mówimy wprost, że za drogo i takie tam inne rzeczy odnośnie naszego stanu majątkowego (w Polsce na taką szkatułkę muszę pracować 2 tygodnie…). Sprzedawca obniża do 30. To i tak za drogo. Mówimy, że nie mamy tyle pieniędzy, pokazujemy portfel, z którego wcześniej wyjęliśmy pieniądze i przełożyliśmy je w inne miejsce. Zostawiamy 10 lirów. Sprzedawca patrzy i mówi, że nie mamy o czym mówić. Czy aby na pewno? No cóż.. Robimy smutną minkę i zaczynamy odchodzić. Zaraz rozlega się głos – „Przyjacielu ok, może być za 15. Daj mi 15 i będzie twoja”. Udaje, że pytam towarzysza podróży – wyciąga z kieszeni klepaki i liczy. Uzbierała się 5. Dziękuję, a sprzedawca ściska mi rękę na pożegnanie…
Zrobiłem dobry zakup. Jestem zadowolony. Co jeszcze mnie czeka na Wielkim Bazarze? O tym w następnej artykule. Serdecznie zapraszam.