I znowu w drodze – bo dawno nie jechaliśmy! Ciąg dalszy

0
8
Rate this post

Przepraszam, że piszę o takich niby błahostkach, jednak trzeba mieć ten fakt na uwadze, że kierowcy autobusów jeżdżą szybko i nie zawsze stuprocentowo bezpiecznie. Trzeba pamiętać, by uważać przy wyprzedzaniu, używać wcześnie kierunkowskazów i patrzeć w lusterka. Niby normalne rzeczy, ale nigdy nie zaszkodzi o nich wspomnieć. W końcu fajnie jest, jak tekst ma walor edukacyjny. 🙂
My jednak nie zwracając uwagi na kierowców autokarów, ciężarówek, busów, osobówek czy motocykli (których o dziwo było bardzo mało na drogach) ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu miejsca do zatrzymania. Byliśmy bowiem już tak blisko morza, że wystarczyło tylko zjechać kawałeczek w dół i już rozkoszować się szumem fal. Nie mogliśmy sobie jednak pozwolić. Szukaliśmy bowiem miejsca, które zwane jest polem namiotowym i o które w Turcji bardzo trudno. Niby wydaje się to dosyć logiczne, bo tak naprawdę tylko niewielki procent turystów podróżuje po tym pięknym kraju z namiotem czy kempingiem. Większość wybiera opcję szybkiego lotu do kurortu i ewentualne wycieczki fakultatywne, których cena, jak już wspominałem jest w dużej większości wzięta z kosmosu i zanim Państwo się zdecydują powinni się Państwo nieco rozejrzeć po agencjach turystycznych, które mogą oferować podobną usługę nawet połowę ceny.
Wracając jednak do tematu, pól namiotowych w Turcji jest bardzo mało, dlatego też radzę przed wybraniem się w wielką podróż z namiotem dokładnie sprawdzić chociaż orientacyjnie miejsca postojów, bo nie doprowadzać do sytuacji, które biedny autor ma na każdym kroku. Czyli nie przebierając w słowach i nie owijając w bawełnę spania pod gołym niebem. Oczywiście ma to swój urok, ale czy nie lepiej mieć choćby wypisane z Internetu adresy pól namiotowych? Wydaje mi się, że nie kosztuje to dużo wysiłku, a naprawdę może się później przydać. No chyba, że ktoś bardzo lubi jeździć i szukać czegokolwiek całymi dniami zamiast na przykład leżeć sobie na plaży i czytać dobrą książkę. Sam do Turcji wziąłem pięć około trzystustronicowych książek, z czego po dwóch tygodniach pobytu nie wyciągnąłem ani jednej. No cóż… Tak też się może zdarzyć. Gdybyśmy jednak mieli te adresy wypisane, była by możliwość w końcu przenocowania na polu.
Tak się jednak koniec końców stało. Po kilkudziesięciu przejechanych kilometrach, po rozmowach ze strażakami mieszkającymi w domku na drzewie i pilnującymi, czy las się nie pali, w końcu znaleźliśmy miejsca noclegowe. I to nie jedno czy dwa, ale od razu trzy. Nie wiedzieliśmy, które wybrać, jednak ostatecznie przesądziło kilka kwestii. Jakich? O tym w kolejnym pasjonującym odcinku! Drodzy Państwo, do poczytania!