
M: Na śniadanie zeszliśmy dość późno, bo rano szukaliśmy jeszcze noclegów na dalszej trasie i uzupełnialiśmy bloga. Ranny posiłek w Buenos składał się z pysznego ciasta upieczonego tego samego dnia przez Silvinę. Zjedliśmy wyśmienite ciasto bananowe, a także inne nadziewane dulce de leche, czyli tak popularnym w Argentynie i dodawanym do wszystkiego karmelem. Dulce de Leche zastępuje tu Nutellę. Sprzedaje się je w słoikach, a także w opakowaniach jedno porcjowych (takich jak te do masła czy dżemu). Ciągnącym się karmelem Argentyńczycy smarują chleb, a także dodają do ciasta. Zostałam fanem tego przysmaku, jak tylko go spróbowałam (Z: Ja też!). Ciekawe dlaczego w Polsce jest to tak rzadko spotykane. Mamy krówki czy mleko skondensowane, ale czy komuś w Polsce przyszło do głowy, aby smarować chleb krówką? Na szerszą skalę na pewno nie, a szkoda.
Po śniadaniu zgodnie z rekomendacją Silviny poszliśmy w kierunku najbardziej znanego cmentarza w Ameryce Południowej – Recoletta. To niezwykłe miejsce. Słoneczne i piękne mimo że cmentarze zwykle kojarzą się szarością i smutkiem. Groby nie przypominają tych w Polsce, większość z nich to imponujące i okazałe, bogato zdobione kaplice. Recoletta to cmentarz bogatych Argentyńskich rodzin. Tu pochowano Evitę Peron, w grobie rodziny Duarte. To miejsce przyciąga najwięcej gości na cmentarzu.
M: Na obiad wybraliśmy jedną z restauracji zlokalizowanych niedaleko cmentarza Recoletta. Za 50 peso mogliśmy zjeść menu ejecutivo czyli business lunch składający się z przystawki, dania głównego, deseru i napoju. Czyli spora wyżerka za 50 peso. Na danie główne ja zjadłam pyszne nadziewane pierożki z serem mozarella i szynką pływające w pomidorowym sosie, a Zbyszek (z moją pomocą) ogromną porcje grillowanego kurczaka w sosie musztardowym. Jedzenie było doskonale i sycące, tak że żadna kolacja tego wieczoru już nie wchodziła w grę.
Z: Tego dnia długo spacerowaliśmy po Buenos. W dzielnicy Recoletta widzieliśmy jeszcze pomnik Jana Pawła II położony przy Bibliotece Narodowej. Zrobiliśmy całą serię zdjęć przy Floralis Generica – olbrzymim kwiecie z metalu będącym darem Hiszpanii dla Argentyny po kryzysie w 2001 r. Hiszpania podarowała ten metalowy kwiat, żeby Argentyna odrodziła się po kryzysie jak kwiat lotosu. Połaziliśmy chwilę po okolicznych uliczkach gdzie czuliśmy się jak w jakimś południowoeuropejskim mieście… Spacerując dotarliśmy w pobliże dzielnicy Microcentro skąd idąc wzdłuż biurowców doszliśmy do Puerto Madero. To jest dzielnica gdzie stare, ceglane magazyny położone nad kanałem zrewitalizowano i powstały tam apartamenty, biura i restauracje. Po drugiej stronie kanału zaś powstały kilkunastopiętrowe budynki biurowe i mieszkalne. Miło jest tam usiąść w knajpce z widokiem na kanał, żaglowiec muzeum oraz wieże mieszkalne… Następnym krokiem była Plaza de Mayo gdzie obejrzeliśmy różowy pałac prezydencki a potem skręciliśmy w wyłączoną z ruchu samochodowego ulicę Florida, gdzie na parterach budunków ciągnie się niekończąca się linia butików. Marta kupiła kilka płyt z muzyką latynoską – tym razem z gatunku regeatton, a ja skusiłem się na płytę rockowego zespołu Heroes del Silencio. W Galerii Pacifico zakupiłem jeszcze spodnie-bojówki gdyż dotychczasowe właśnie tego dnia dokończyły żywota. Do hoteliku wróciliśmy taksówką. Kierowca taksówki sypał nazwiskami polskich piłkarzy z lat 70. (Deyna, Tomaszewski, Boniek, Lato…), skojarzył Lecha Wałęsę, papieża oraz że w Polsce jest zimno. Taxi kosztowało 12 peso – oczywiście pomimo przyjacielskiej dyskusji z taksówkarzem wydaną przez niego resztę sprawdziłem na okoliczność fałszywek.
M:W hotelu powitała nas Silvina i rozmawialiśmy o naszych dalszych planach na pobyt w Argentynie. Ponieważ zostało nam jeszcze sporo do zobaczenia w Buenos, zarezerwowaliśmy sobie pokój ponownie na 1 grudnia, kiedy przylecimy do stolicy z Peninsula Valdes. Planujemy wtedy zobaczyć historyczną, kolorową dzielnicę la Boca i pójść na pokaz Tango. Nasza gospodyni, gdy tylko usłyszała, że kupiłam sobie kilka płyt z muzyką, od razu przyniosła z kuchni odtwarzacz CD, zebym mogla przesłuchać nowe nabytki w pokoju.
Z: Buenos Aires polubiliśmy. To naprawdę fajne i bezpieczne miasto (nie licząc ostrzeżeń przed fałszywymi banknotami oraz kieszonkowcami). Byłoby fajnie sobie tu pomieszkać dłużej… Klimat wydaje się przyjemny a ludzie sympatyczni. W niektórych dzielnicach można się poczuć jak w Madrycie, Paryżu czy też Rzymie… Turysta z Europy może wtopić się w tłum i udawać tubylca… szczególnie jak zna hiszpańsk