turystyka, foto 1Mam samochód – nie jest to może najnowsza motoryzacyjna technologia, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Pali mało, jest pakowny, ot – klasyczny przykład niemieckiego wysokoprężnego kombi. Mam osobę, z którą chcę pojechać na wspaniałą wakacyjną wyprawę, mam sprzęt noclegowy, który mieści się w bagażniku samochodu i nigdy nie zawodzi – dobry namiot i dwa materace to podstawa wygod-nego wypoczynku. Staram się przygotować wszystko od a do z – o niczym nie zapomnieć. Nie chcę przecież, by okazało się, że brakuje choćby malutkiego elementu wakacyjnego inwentarza. Po kolei zakreślam krzyżykiem rzeczy, które już przygotowałem, zostaje tylko kilka. Po tygodniu jeszcze mniej, po dwóch zostaje rzecz tylko jedna – wybór najlepszej trasy. Gdzie jedziemy tym razem? Do przepeł-nionej zabytkami Turcji.
Wybór nie jest łatwy – możliwości jest co najmniej kilka i są uzależnione przede wszystkim od nasze-go miejsca zamieszkania czyli od startu. Najlepszą opcją dojechania do Turcji jest dojechanie do Bu-dapesztu. Możne wyda się to trochę śmieszne, ale stamtąd droga już niemal sama nas poprowadzi. Chociaż odległość między stolicą Węgier a Stambułem wynosi prawie 1400 km, stanowi niemal prosty odcinek, na którym nie można się zgubić. Jest bardzo dobrze oznakowany, sporo jest stacji benzyno-wych, barów, moteli, co dla zmotoryzowanych jest jak najbardziej dobrą informacją. Wszystko dzięki niemieckim Turkom, którzy właśnie tę trasę wybierają najczęściej.
Jak dojechać do Budapesztu? Są właściwie 3 opcje, z czego dwie przeznaczone głównie dla mieszkań-ców zachodniej Polski. Pierwsza wiedzie przez Pragę oraz Brno, trasą E-65 (polecam przejście granicz-ne z Czechami w Zawidowie). Jest to prawdę mówiąc najlepsza opcja, bo nie jesteśmy narażeni na zbyt powolną jazdę Czechów (Polak chyba nigdy nie zrozumie, jak można jechać 10 km/h wolniej niż nakazują przepisy). Jadąc autostradą w ogóle tego nie odczujemy, jednak próbując skorzystać z dru-giej opcji przez Olomouc narażamy się przede wszystkim na słabsze drogi (delikatnie mówiąc), dużą ilość terenów zabudowanych oraz sporą ilość kilometrów przejechanych w górach, tak po polskiej stronie, jak i po czeskiej. Z Brna przez Bratysławę dojeżdżamy szybko i bezproblemowo do Budapesz-tu. Jeśli omawiamy już dokładnie tę trasę należy zaznaczyć, że w czasie podróży powrotnej trzeba kontrolować drogowskazy w okolicach Bratysławy, by przez przypadek nie znaleźć się we Wiedniu.
Jeśli ktoś miał już wątpliwą przyjemność jazdy samochodem przez terytorium Czech na pewno zainte-resuje się opcją ominięcia tego kraju. Bardzo dobra trasa wiedzie przez przejście graniczne w Chyż-nym (co ciekawe, opcja dla mieszkańców zachodniej polski też jest atrakcyjna, ponieważ dużo szyb-ciej jedzie się polską A4 niż przejeżdża Czechy, by dotrzeć np. do Pragi. Droga jest dosyć dobra, ruch na niej umiarkowany, a widoki mniej więcej do Banskiej Bystricy naprawdę sprawiają, że czasami zatrzymujemy auto i robimy krótki postój, by nacieszyć zmęczone jazdą oczy.
Gdy w końcu uda nam się dojechać do stolicy Węgier czeka nas najnudniejszy okres naszej podróży. Przejechanie części terytorium naszych bratanków (przez Szeged), a następnie przejazd przez całą długą i ciągnącą się jednostajnym krajobrazem Serbię, przyprawia naprawdę o nieoczekiwane zaśnię-cia w czasie jazdy. O ile jedziemy do 130 km/h, droga naprawdę potrafi zmęczyć (szybciej jest oczywi-ście weselej, ale niebezpiecznie – należy bardzo uważać na policję – najczęściej stojącą z radarami pod wiaduktami i cieszą się niewątpliwie złą sławą wśród osób przejeżdżających przez ten kraj), ale drogi są naprawdę bardzo dobre, kierowcy kulturalni, więc nie ma się czego na trasie obawiać. Żad-nych niespodzianek (prócz panów w niebieskich mundurach) być nie powinno. Najgorsza część trasy niestety dopiero przed nami.
Wjeżdżając do Bułgarii (zjazd w okolicach Nisa z E-75 na E-80) należy przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość, która w tym kraju jest kluczem do sukcesu. Niemal każdy kierowca po przejechaniu kilku-set kilometrów w Bułgarii odkryje prawdę o jej dochodach – w ogromnej części jest to zwykłe żero-wanie na turystach. Nieostrożny kierowca od razu zostaje złapany na radar, który ustawiony jest cza-sami co kilkanaście kilometrów, a mandaty niestety dla obcokrajowców wyssane są często z palca i zależą od widzimisie policjanta. Nie dziwcie się też, że nie dostaniecie pokwitowania zapłaty. Nie bez przyczyny w garażach niektórych policjantów stoją nowe mercedesy, a przecież ich pensja nie prze-kracza 300 euro. Nie chcę oceniać tu wszystkich i generalizować, ale wnioski naprawdę są proste – nie warto ryzykować sporych kłopotów z policją. Gdyby jednak kontrola się trafiła, nie radzę dysku-tować. Po prostu przyjąć proponowany mandat i zdjąć nogę z gazu. Ogólnie rzecz biorąc, drogi nie są najlepsze (dojazd do Sofii od strony Serbii), podczas wakacji jest duży ruch (Turcy), dlatego należy zachować sporą ostrożność.
Gdy jednak wszystko pójdzie dobrze, szczęście będzie sprzyjało, a samochodzik wytrzyma ciężką po-dróż staniemy na przejściu granicznym z Turcją w miejscowości Edirne. Po kupieniu wizy za 15 dola-rów/10 euro, możemy wjechać do kraju, który będzie nas przede wszystkim na każdym kroku zaska-kiwał. Czym? Zapraszam do kolejnego artykułu…