Kilka słów o samej Majorce – co według nas warto, co zrobiło wrażenie, co najlepiej wspominamy… a co nie.
Palma de Mallorca – to jest oczywiście must 🙂
A tam … La Seu – katedra, której nie zauważyć się nie da. I słusznie. Jest majestatyczna i z zewnątrz i od środka. Warto ją zobaczyć w świetle dnia, gdy promienie wpadają do środka przez kolorowe witraże a później wrócić i poszwędać się w jej okolicy wieczorem, gdy wszystko jest pięknie podświetlone. Wstęp dla zwiedzających jest płatny. No chyba że udajesz się tam w celach religijnych na jedną z niedzielnych mszy a później, tylko przy okazji pstrykniesz kilka fotek. (godziny mszy w katedrze).
Będąc w Palmie warto też “zmarnować” trochę czasu na spacerowanie uliczkami starówki, nawet bez specjalnych planów. Nam w ten sposób udało się załapać na jakąś, naprawę imponującą majową procesję, wystawę amerykańskich samochodów i wytropić wśród innych budynków Gran Hotel. A gdy się zmęczycie polecamy obiadek na Placa Major. Ceny ok 10 EUR za osobę, ale bardzo przyjemna atmosfera a i zarówno zjedzoną tam palle jak i pizze z owocami morza, wspominamy do dziś z czułością.
Następnego dnia, gdy już nacieszycie się samą Palmą, polecam spacer na Castell de Bellver. Wzgórze, którędy prowadzi droga ma postać fajnie zagospodarowanego parku, będącego też świetnym miejscem na ewentualny piknik. Sam zamek jak zamek, kilka komnatek, trochę eksponatów z wykopalisk, natomiast zachwyca widok na Palmę i wybrzeże. Regularna cena to 4 EUR, ale.. wstęp w niedziele jest darmowy 🙂
Smocze Jaskinie – Cuevas del Drach w Porto Cristo, wstęp 14,40 EUR. Przyjemne miejsce, jaskinie ciekawe, obszerne… Czy zachwycające? Chyba nie, aż tak bym nie przesadzała… Bardzo ciekawy był koncert na wodzie z iluminacją w jednej z największych komnat, natomiast sama przejażdżka łódką to śmiech na sali 🙂 Wszyscy tam się pchają (tak, my także 🙂 ) a cała przeprawa to jakieś 10 metrów. Tak czy inaczej, w sumie nie żałowaliśmy, że tu zawitaliśmy.. W samym Porto Cristo trzeba zdaje się uważać gdzie się jedzie, bo znajdują się ta także inne jaskinie udostępnione do zwiedzania. Ceny podobne a Smocze największe. Natomiast jeśli będziecie mieli jeszcze zapas czasu do waszego wejścia, polecam spacer po okolicy. Może uda się wam, tak jak nam, przedrzeć nad morze – bardzo ładne, skaliste wybrzeże.
Środowe targi w Sineu, to kolejny punkt programu, który warto odhaczyć w ramach przerwy od smażenia się na plaży. Opłaty za wstęp wprawdzie nie ma ale biorąc pod uwagę zakupy, których tam dokonacie trudno powiedzieć by była to darmowa rozrywka 🙂 Przewodnik po Majorce mówił, że trzeba się tam udać skoro świt, bo później trudno o miejsce do zaparkowania – może i jest w tym trochę prawdy, ale z drugiej strony przed 9 jeszcze nie wszystkie stragany zdążyły się porozkładać. Na targu jest wszystko, od owoców i lokalnych smakołyków, po rękodzieła i żywe zwierzęta. Owszem, trochę kiczu i chińszczyzny też, ale nie zdominowały one jeszcze targu.
Valdemossa – urocza miejscowość, która ze względu na niegdysiejszy związek z Chopinem dla polaków jest bardzo pozytywnie zabarwiona emocjonalnie. Miło było spacerować wąskimi uliczkami, przegryzając coca de patata. Minus jest taki że w ciągu dnia są tam zawsze tłumy turystów. Valdemossa jest bardzo malownicza, ale pod tym względem przebija ją jeszcze leżąca niedaleko, rozciągnięta na wzgórzach Deia. Będąc w tej części wyspy warto chociaż tamtędy przejechać, żeby rzucić okiem na panoramę tej wioski, na przykład w drodze do Sa Calobra.
Owa droga do Sa Calobra bywa chyba często przekoloryzowana w różnych relacjach i przewodnikach. Ekstremalna? Bez przesady… Niemniej jednak na pewno kręta i malownicza, dostarcza trochę emocji. Zwłaszcza jak trzeba się minąć z autobusem na jednym z licznych zakrętów. Ponieważ ta miejscowość położona w północnej części wyspy to jedna z głównych jej atrakcji, w szczycie sezonu jest oblężona przez turystów wylewających się licznych autokarów. My byliśmy tam pod koniec maja i dramatu nie było a już w ogóle jeśli chodzi o kąpiel w falach u ujścia wąwozu Torrente de Pareis to byliśmy jednymi z nielicznych, którzy się zdecydowali 🙂 Jeśli jesteście spragnieni wyciszenia i obcowania z przyrodą to możecie udać się na spacer wgłąb wąwozu. Aczkolwiek, w szczycie sezonu bardzo wątpię żebyście nawet tam odczuli osamotnienie.
Formentor to (gdyby ktoś nie wiedział 😉 ) półwysep na północno-wschodnim krańcu wyspy. Dojazd to kolejna kręta drużka, też nieco przereklamowana jeśli chodzi o adrenalinę, którą ma ponoć podnosić. Słynie także z tworzących się tam w sezonie korków, bo akurat mogę sobie łatwo wyobrazić, choć nie spotkałam… Natomiast jest to na pewno miejsce, gdzie warto się wybrać. Świetne widoki na skaliste wybrzeże, urocza latarnia. Dobrym pomysłem wydaje się zatrzymanie się na jednym ze zjazdów, by zajrzeć na stworzone tam punkty widokowe i nacieszyć się chwilą. My byliśmy na pólwyspie pod wieczór, ale wydaje mi się, że idealnie byłoby dotrzeć tam na wschód słońca. Natomiast, wszystkie dane wskazują na to, że zachody słońca najbardziej zjawiskowe są w Sant Elm. My nie dotarliśmy, ale może Wam się uda.
Plaże
Mondrago – tu dotarliśmy i możemy już opierać się na własnych doświadczeniach i komisyjnie stwierdzamy, że ten park krajobrazowy i jego plaże są najurokliwszym i najbardziej fotogenicznym miejscem na Majorce. Niektórzy twierdzą, że najpiękniejszą plaża jest Es Trenc, bo jest długa, piaszczysta.. Nas zastał tam deszcz a morze naniosło akurat mnóstwo jakiś śmieci (wodorostów, szczątków palm… czy czegoś) więc nas nie zachwycił. Skaliste Mondrago, z małymi plażami natomiast tak.
Cala Romantica – niewielka, piaszczysta plaża we wciętej głęboko w skały zatoczce. W pełni zasługuje na swoją nazwę.
Portocolom – zaciszna, podobna do Cala Romantica i innych cal-i w tej części wyspy, każdej pięknej.
Port de Alcudia – plaża tam jest długa i piaszczysta. Dno bardzo wolno opada, więc plaża świetna dla maluchów. Niestety brak skał i liczne otaczające ją hotele sprawiają, że nie czuć tu już majorkańskiego klimatu. Jeśli natomiast będziesz w tej okolicy, zawsze o rzut kamieniem możesz znaleźć te mniejsze, bardziej urokliwsze miejsca, jak Cala w Sant Vicenç czy już zupełnie malutka Cala w Sant Joan.