Rzym inaczej – zwiedzanie na własną rękę

0
35
Rate this post

Rzym jest pięknym miastem i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Zwiedzając świat odłóżmy stereotypową maskę polskiego marudera i chłońmy inne kultury. Niech zachwyca nas architektura i sztuka, fascynują ludzie i rozbawiają międzykulturowe niuanse, a z takim nastawieniem, każdy wyjazd, choćby i najkrótszy będzie życiową przygodą i niezapomnianym przeżyciem.

Poniżej chciałam Wam przedstawić relację z naszej, zbyt krótkiej, wycieczki do Wiecznego Miasta. Mam nadzieję, że będzie ona natchnieniem, dla tych, którzy wciąż nie mogą zebrać się by wyruszyć, oraz pomocą dla tych, którzy już planują podobna podróż.

Etap planowania.

Zaplanowanie takiej, czy podobnej wycieczki to bułka z masłem. Wystarczy trochę czasu, trochę Internetu i gotowe!
W dobie tanich linii lotniczych polecamy zacząć od zakupu biletów – tu rozbieżności cenowe są ogromne, a więc, jeśli się przyłożycie można sporo zaoszczędzić. Na pewno znajdziecie mnóstwo fanpage-y czy blogów, które systematycznie podsuwają nam przeróżne promocje. Pod warunkiem więc, że Wasza podróż nie musi odbyć się w konkretnym terminie, warto śledzić takie okazje i skorzystać z jednej z nich.

Drugim kroczkiem w kierunku podróży powinno być znalezienie noclegu. Oczywiście na pewno znajdzie się grono zwolenników jechania „w ciemno” ale ja osobiście jestem przeciwnikiem tej opcji. Będąc już na miejscu zawsze szkoda mi już czasu by łazić od hotelu do hostelu, od pensjonatu do kwatery. Ponadto, bukowanie noclegu zawczasu daje Wam możliwość rozeznania się w temacie i znalezienia najlepszej opcji. My ze swojej strony polecamy noclegi w Przystani Tiburtina, gdzie u przesympatycznych gospodarzy, Polaków, można wynająć przytulny pokój. Właściciele pensjonatu z chęcią dzielą się swoją wiedzą – potrafią doradzić co i kiedy zwiedzić, gdzie dobrze i niedrogo się pożywić, a także bo było dla nas niemniej cenne opowiadali o swoim życiu w Rzymie, o ludziach, których spotykali na swojej drodze.. prawdziwe korepetycje z emigracji. Przystań Tiburtina znajduje się 10 min od przystanku metra Pietralata, a dla nocnych marków kursują tu także nocne autobusy. W okolicy znajduje się kilka małych sklepików oraz duży supermakret Panorama. Ostatnią, choć nie najmniej ważną zaletą pensjonatu jest pobliska rozlewnia win, gdzie można zaopatrzyć się w świeże wino, białe lub czerwone, w cenie ok. 3 EUR za 1,5 litra. Szczerze – nie wiem, może to rzymski klimat lub zmęczenie materiału, ale chyba w życiu nie piłam lepszego wina, przegryzanego chlebkiem z ricottą, świeżym pesto i oliwkami 🙂

Dojazd z lotniska

Kolejnym punktem programu jest zawsze dojazd z lotnika do miasta. Jeśli dbacie o swój budżet, to jest to kolejne miejsce, gdzie można sporo zaoszczędzić. Oczywiście najdroższe i zapewne najwygodniejsze środki transportu to taksówki, czy pośpieszne pociągi. Wybierając natomiast bezpośredni autobus do centrum, pamiętajcie, że nierzadko zdarza mu się utknąć w korku, co i ile w przypadku przyjazdu może nie być problemem, o tyle, jeśli spieszycie się na lot powrotny, musicie uwzględnić taką ewentualność w swoich obliczeniach.

My wylądowaliśmy w środowe popołudnie na lotnisku Fiumiciuno. Wybraliśmy najbardziej budżetową opcję dotarcia do Rzymu, przez Lido di Ostia. Tak więc zaraz po wyjściu z terminalu T2, po lewej stronie jest stanowisko autobusów COTRAL, gdzie złapaliśmy autobus do Lido di Ostia (przystanek Lido Centro). Bilety na autobus można kupić w kiosku na lotnisku za 1,3 EUR (można też kupić u kierowcy ale wtedy cena wzrasta).

W samym Lido można wysiadamy od razu pod stacją kolejki miejskiej, ale my zdecydowaliśmy się wykorzystać najpierw bliskość morza i sprzyjającą jak na styczeń pogodę, i wybraliśmy się na spacer jego brzegiem. Nikt z nas nie zdecydował się na kąpiel choć woda temperaturą odpowiadała naszemu Bałtykowi, i poprzestaliśmy na zbieraniu muszelek.

Gdy zaszło już słońce złapaliśmy pociąg do miasta i po przesiadce, w ramach jednego biletu, w metro na stacji Piramide udaliśmy się do naszego pensjonatu. Kolejka dojeżdżająca do Lido di Ostia stanowi już część komunikacji miejskiej Rzymu (strona komunikacji miejskiej; plan metra i kolejek miejskich) i bilety na nią, są tymi samymi biletami, na których poruszacie się w obrębie miasta (do kupienia w kioskach lub biletomatach). Oczywiście już na tym etapie warto mieć przemyślane jak wiele będziecie się poruszać komunikacją miejską i jakie bilety kupić. Ponieważ my jesteśmy z natury piechurami, zdecydowaliśmy się bazować na biletach jednorazowych (1,5 EUR). Jeśli Ty jednak jesteś typem “podjeżdżacza” rozważ bilet trzydniowy (18 EUR), natomiast jeśli planujesz zwiedzanie muzeów państwowych, rozważ zakup Roma-Pass (taki bilet trzydniowy to koszt ok 36 EUR, w tym dwa bezpłatne wejścia do muzeów – pamiętajcie jednak, że Muzea Watykańskie i inne muzea prywatne nie wchodzą w ich skład).

Wieczorem już nie udało nam się wybrać do centrum, zmęczeni podróżą poprzestaliśmy na pogawędce z gospodarzami, pizzy i winie (w kwestii wyboru których z powodzeniem zdaliśmy się na właścicieli Przystani Tiburtina :)).

Zwiedzanie

Dzień rozpoczęliśmy skoro świt. Mieliśmy to szczęście, że akurat wypadał czwartek a jest to dzień, w którym o 7:10 w Bazylice św Piotra odprawiana jest Msza po polsku, przy grobie Jana Pawła II. Jeśli chcecie znaleźć się blisko grobu, to msze stanowią chyba jedyną możliwość – nie będąc ich uczestnikiem można zobaczyć kaplicę św Sebastiana (w której znajduje się ów grób – na prawo od wejścia, za Pietą Michała Anioła) z odległości kilkunastu metrów – jasne, widok wciąż ok, ale my byliśmy żądni bliskości :). Przed 7:00 stawiliśmy się więc karnie pod Bazyliką by odstać swoje w kolejce do kontroli bezpieczeństwa. Trzeba się tu uzbroić nieco w cierpliwość, bo bramki bezpieczeństwa, przez które trzeba przejść aby dostać się do Bazyliki, uruchamiane są od 7:00 a strażnicy prezentują iście włoskie podejście do pracy 🙂

Sama Bazylika robi ogromne wrażenie. Jej obszerność, dzieła sztuki – jak wspomniana Pieta, czy też baldachim nad ołtarzem dzieła Berniniego – onieśmielają i czynią punktem, którego niezależnie od wyznania nie można pominąć. Jeśli jesteście aktywni a pogoda dopisuje, możecie podjąć się wdrapania się po schodach na kopułę kaplicy, skąd rozciąga się ponoć wspaniały widok na panoramę Rzymu. Niestety dla nas pogoda stała się czynnikiem demotywującym i nie podjęliśmy wyzwania, więc to informacja jest z drugiej ręki. (Bilet kosztuje 8€ jeśli część przejedziesz windą lub 6€ jeśli wszystkie 551 przejdziecie sami (strona Bazyliki).

Prosto z Bazyliki św Piotra powędrowaliśmy do Muzeów Watykańskich. Wstęp do Muzeów to w większości przypadków koszt 16€, chyba że jesteście uczniami, studentami, lub należycie do innych uprzywilejowanych grup. W niedziele Muzea są nieczynne – z wyjątkiem ostatniej niedzieli miesiąca, kiedy to do południa wstęp jest darmowy ale wtedy należy liczyć się ze znacznie większym oblężeniem (strona Muzeów – godziny otwarcia, ceny biletów). O codziennych kolejkach do wejścia do owych muzeów docierały do nas przed wyjazdem rozmaite wieści, w większości zastraszające. My zjawiliśmy się tam tuż przed otwarciem – przed 9 rano. Widok objętości ustawionej już kolejki nieco nas zbił z pantałyku – iść, nie iść, czekać, wrócić później.. ? Zanim się jednak dobrze zastanowiliśmy, kolejka ruszyła z kopyta i 15 min później byliśmy już w środku. Same muzea są wspaniałe – i mam tu na myśli nie tylko zgromadzone tam dzieła sztuki, ale także ściany, podłogi i sufity… No i oczywiście Kaplica Sykstyńska, którą moim zdanie trzeba zobaczyć, chociażby po to, by wyrobić sobie własne zdanie na jej temat 🙂

Po muzeum, czas na zasłużoną nagrodę – włoskie lody. I tu serdecznie polecam znajdującą się zaraz obok Watykanu Gelateria Oldbridge – w dobrych słowach szerzące się w Internecie na temat tego miejsca nie ma przesady 😉 I w drogę – w dalszą wędrówkę po Rzymie.

Podążając wzdłuż Il Passetto i kontemplując po drodze jego “tajność” doszliśmy do Zamku i mostu Św. Anioła. Aż trudno uwierzyć, ze ten pierwotnym przeznaczeniem zamku było bycie grobowcem. Przez wieki zmieniało się jego przeznaczenie – poprzez bycie fortecą, więzieniem, skarbcem. Obecnie mieści się tam muzeum wojska papieskiego (strona Zamku). Na moście św Anioła nie sposób przegapić 9ciu rzeźb aniołów wykonanych przez Berniniego i jego uczniów. Każdy z aniołów dzierży jedno z insygniów Męki Pańskiej tj. koronę cierniową, gwoździe, krzyż, napis INRI czy bicz.
Santa Maria in Vallicella – to niewyróżniający się kościółek, do którego zajrzeliśmy niejako po drodze, ale ponieważ nas zauroczył, polecamy go także i Wam. Pomijając już wspaniałe dzieła Rubensa, pozytywnie zaskoczyła nas możliwość poznania historii kościoła dzięki darmowemu przewodnikowi audio – dostępnemu także w języku polskim.

Dalej nogi poniosły nas na Campo di Fiori. Na straganach można tu znaleźć całą Italie w pigułcie – makarony, przyprawy, owoce i warzywa, jakie tylko wam się przyśnią. Jeśli wybór produktów mimo wszystko nie zaspokoi waszych potrzeb możecie udać się do EATALY – supermarketu wypełnionego po brzegi włoskimi produktami. Nie wiem, nie byłam, nie zdążyłam.. ale ponieważ mi polecano, wiec polecam dalej 🙂

Po małych zakupach i włoskiej kawce, kolejnym obowiązkowym punktem jest Piazza Navona. Znajdują się na nim trzy piękne fontanny Neptuna, Maura oraz Fontanna Czterech Rzek. Czy bez patrzenia w ściągi uda Wam się poprawnie przypisać odpowiednią nazwę do odpowiedniej fontanny? 🙂

Stąd już rzut kamieniem do Panteonu – pierwszej pogańskiej rzymskiej świątyni przekształconej w kościół katolicki. Choć trudno w to uwierzyć będąc wewnątrz wśród tłumu turystów, nadal jest to kościół. Ogromne wrażenie robi kolumnada przed wejściem do świątyni, zwłaszcza w połączeniu ze świadomością ile trudu kosztowało sprowadzenie owych kolumn ze środkowego Egiptu (!) i spławienie ich i przetransportowanie do centrum Rzymu. Przyjrzyjcie się także dobrze kopule z otwartym oculusem – największemu na świecie tego typu dachowi zbudowanemu z niezbrojonego betonu. I tak – gdy pada deszcz, wpada on do środka. Przetestowaliśmy to na własnej skórze. Podłoga natomiast wyprofilowana jest w ten sposób by wodę odprowadzać od razu na zewnątrz. W Panteonie znajduje się m.in. grób Rafaela Santi.

Nieopodal Panteonu znajduje się uroczy słonik dzieła Berniniego, dźwigający egipski obelisk – Obelisco della Minerva. Podobnym i równie ciekawym obiektem jest znajdująca się kawałek dalej (na Piazza Colonna) Kolumna Marka Aureliusza – której spiralny relief przedstawia epizody walki cesarza z plemionami barbarzyńskimi.
Kolejnym punktem naszej trasy był Piazza del Popolo. Można tu podziwiać bliźniacze kościoły przy ujściu placu, kolejny egipski obelisk czy też skierować się na punkt widokowy na Pincio – jednym z siedmiu rzymskich wzgórz. Naszym głównym celem była jednak Bazylika Santa Maria del Popolo, której proboszczem tytularnym jest nasz rodak, kardynał Dziwisz. Ale tak naprawdę.. zdradzę Wam w sekrecie, przyciągnęła nas tu lektura ksiąski Dana Browna “Anioły i demony”. Oczywiście można dyskutować nad wartością merytoryczną tej pozycji, ale to nie czas i miejsce a my chcieliśmy na własne oczy zobaczyć gdzie rozgrywała się akcja powieści i opartego na niej filmu. To tu zginął pierwszy porwany kardynał, niejako pogrzebany żywcem w otworze demona. W rzeczywistości wcale nie tak łatwo ów domniemamy otwór znaleźć.

Kolejnym punktem na naszej mapie były Schody Hiszpańskie. Niestety trwający aktualnie remont oraz mżawka odebrały im cały urok. Niemniej jednak, zdaniem naszych gospodarzy jest to świetne miejsce by usiąść i poobserwować. Zwłaszcza w ciepłe wieczory, gdy schody są podświetlone i tętnią życiem.
Fontana di Trevi – trzeba przyznać, że jej kunszt i monumentalność robi wrażenie. I jest inna niż wszystkie fontanny jakie widzieliśmy do tej pory w życiu. Nawet jeśli jest to -nasta fontanna mijana tego dnia, trudno oderwać od niej wzrok i powstrzymać się od wrzucenia szczęśliwego grosika.

Niestety na tym etapie naszej wycieczki styczniowy deszcz rozhulał się już na dobre, więc wspomożeni nieco włoskim winem popędziliśmy dalej, żeby chociaż z wierzchu odhaczyć najważniejsze punkty. Kierując się wiec w stronę Piazza Barberini dotarliśmy do kościoła Santa Maria della Vittoria, gdzie można podziwiać m.in. kolejne dzieło Berniniego – Ekstazę św. Teresy. Nie przez przypadek to właśnie ten kościół spośród wielu innych znalazł się wśród głównych punktów naszej trasy. Tu znajdował się kolejny z “ołtarzy nauki” w powieści Browna, a strzała trzymana przez anioła mając przebić serce św. Teresy, miała też wskazywać dalszy bieg “ścieżki oświecenia”.

Dalej, pomknęliśmy w kierunku Piazza della Repubblica i dworca Termini i metrem podjechaliśmy do Koloseum i Łuk Konstantyna Wielkiego. Z metra wysiada się zaraz pod ścianą Koloseum, ale naszym skromnym zdaniem, im bardziej oddalasz się od niego, obejmując wzrokiem całość budowli, tym bardziej kolosalne wrażenie. Nie na darmo zostało ogłoszone w 2007 roku jednym z siedmiu nowych cudów świata. Dalej, idąc Via del Fori Imperiali można podziwiać Forum Romanum oraz wykopaliska prowadzone na innych rzymskich forach. My z uwagi na późna już godzinę widzieliśmy je tylko z tarasów widokowych na poziomie ulicy. Trzeba jednak powiedzieć, że o ile nie jesteście zapalonymi entuzjastami starożytności i nie potrzebujecie przejść się pomiędzy odkopanymi ruinami, to są one doświetlone w nocy i bardzo dobrze widoczne również “zza ogrodzenia”.
Czas nie pozwolił nam także na zwiedzenie Kapitolu a trzeba przyznać, że zwłaszcza widok od strony Piazza Vencia zachęca do bliższego zapoznania się z tym miejscem.
No ale cóż… trzeba zostawić sobie jakieś nieodkryte miejsca na mapie Rzymu, by mieć do czego wracać.

Na szczycie naszych punktów na kolejną rzymską wyprawę znajdują się wiec bez wątpienia:

  • Kapitol
  • Nekropolia Watykańska (tu trzeba odpowiednio wcześniej prosić o wyznaczenie możliwego terminu zwiedzania)
  • urocze uliczki zatybrza, z mnóstwem kanajpek i kawiarni – polecane zwłaszcza na spacery wieczorową porą