Lizbona i Madera w jednej podróży

0
37
Rate this post

Warto sobie na początek uświadomić, że Portugalia była kiedyś kolonialną super-potęgą. Te czasy już wprawdzie minęły ale nadal ich ducha można spotkać spacerując uliczkami Lizbony. Dziś kojarzy nam się z niewielkim państwem gdzieś na drugim końcu Europy. Jednak mimo dzielącej nas odległości, Portugalczycy są bardzo podobni do Polaków. Warto więc wyrwać się tam choć na chwilę, na pewno poczujecie się tam jak w domu.

Lotnisko Lizbońskie składa się z dwóch terminali. Ogólna zasada jest taka, że z Terminala 2 odbywają się tylko wyloty i to tylko tanich linii lotniczych. Terminal 1 obsługuje wszystkie przyloty oraz część odlotów. Między terminalami kursuje darmowy shuttle bus  (plan lotniska). Terminal 1 jest czynny całą dobę, co powinno ucieszyć osoby planujące spędzić noc na lotnisku. Miękkich foteli jest tam niezbyt dużo (kilka znajduje się w tej części gdzie jest bank, poczta i policja), ale na pewno uda wam się znaleźć jakąś powierzchnie płaską 😉

Jeśli po przylocie do Lizbony będziecie tak jak my spragnieni słońca, wody i w ogóle  – Lizbony, warto rozważyć pozostawienie bagażu w lotniskowej przechowalni. Przechowalnia znajduje się na samym końcu Terminala 1 (kieruj się na Starbacksa 😉 ). Cena uzależniona jest od wagi bagażu – do 10 kg – 2,25€; 10 – 30 kg – 4,82 €; powyżej 30 kg – 9,55 €. Płaci się za każdą rozpoczętą dobę, niezależnie od ilości godzin.

Po uwolnieniu się od ciężaru udaliśmy się spacerkiem w stronę rzeki i stacji Oriente. Btw. byliście może ostatnimi czasy w Łodzi i widzieliście Stajnie Jednorożców i może nawet podobała Wam się?  Jeśli tak, to ostrzegam, że patrząc na dworzec Oriente wasze mniemanie o kreatywności polskich umysłów może się trochę rozsypać. Kierując się wzdłuż Tagu, na prawo, dotarliśmy do Oceanarium. Czy warto wydawać 17 EUR za wizytę? Tylko jeśli masz odpowiednio dużo czasu. Oceanarium moim zdaniem zachwyca, ale trzeba mu na to pozwolić – poprzyglądać się różnym rybim stworom i wręcz rozłożyć się gdzieś pod ścianą największego zbiornika … i patrzeć.

Jeśli potrzebujecie zrobić jakieś zakupy, to nie tak daleko od Oceanarium jest Lidl, natomiast jeśli znużą was już spacery, z powrotem w stronę Oriente możecie udać się Koleją Gondolową.

Komunikacja miejska często dostarcza nam na wakacjach emocji, zwłaszcza gdy po przylocie trzeba podjąć w końcu decyzję jaki kupić bilet? W przypadku Lizbony do wyboru jest kilka możliwości, więc warto sobie przekalkulować jaka jest dla was najbardziej opłacalna. Można kupować bilety jednorazowe,  dobowe lub bilety w opcji zapping. Jakiekolwiek by nie były to można je zakupić np w licznych automatach i załadować na kartę Viva Viagem. Bilety jednorazowe można kupić także u kierowców autobusów/tramwajów/wind, ale wtedy są one nieco droższe. My jesteśmy, przynajmniej w naszym mniemaniu 😉 , piechurami wyznającymi zasadę, że z okna autobusu mniej się widzi, niż zwiedzając pieszo (zwłaszcza jak się przy okazji trochę pobłądzi), więc tych przejazdów nie było zbyt dużo. Zdecydowaliśmy się na tajemniczą opcję zapping, która generalnie polega na tym, że kartę (koszt 0,5EUR) doładowuje się określoną kwotą (>= 3EUR), z której przy każdym skasowaniu pobierana jest odpowiednia kwota. Z takiego biletu można korzystać we wszystkich środkach komunikacji miejskiej w Lizbonie, w tym z wind, pociągów podmiejskich czy promów. Korzystając z biletu w opcji zapping, pojedynczy bilet wychodzi nieco taniej (1,24 EUR, podczas gdy jednorazowy bilet to koszt 1,4 EUR). W autobusach, windach czy tramwajach bilet zapping ważny jest godzinę, w metrze natomiast na pojedynczy przejazd  – można zmieniać linie metra ale wyjście poza linię bramek oznacza koniec ważności biletu. Każdy pasażer musi mieć swoją kartę.Warto wiedzieć jeszcze o jednej kwestii – gdy na karcie zostanie ci choćby kilka centów, nie można kupić na tą kartę biletu jednorazowego – jest to możliwe tylko w przypadku nowej lub całkowicie wyzerowanej karty. My, gdy został nam ostatni kurs na lotnisko, poszliśmy żebrać do punktu informacji turystycznej w metrze, żeby wyzerowali nam zalegające kilka centów. Nie mają oni podobno wprawdzie takiej mocy ale miły pan w okienku dał nam pustą kartę w gratisie 🙂

W samej Lizbonie plaży brak, ale jeśli tylko jesteście spragnieni piachu i słonych fal to są one w zasięgu ręki.. a w zasadzie pociągu. Najprościej i najszybciej jest złapać pociąg z dworca Cais do Sodre do Cascais. Odjeżdżają one co 20 min a podróżować możemy np na bilecie Viva Viagem / 7 Colinas naładowanym w opcji zapping – koszt ok 2EUR, w zależności gdzie zdecydujecie się wysiąść. My zdecydowaliśmy się wysiąść na stacji Estoril, która znajduje się tuż przy Praia do Tamariz. Plaża była urocza.. trochę skałek, dużo piachu, słońce, promenada. Spotkaliśmy tam tylko kila osób na spacerach z psem i oprócz nas jakoś nikt więcej nie miał ochoty na plażowanie i kąpiele. Może jednak, mimo tych 18 stopni w słońcu, luty nie szczytem sezonu 🙂 Tak czy inaczej, nam było przyjemniej, choć o tej kąpieli w oceanie powiedzieć że była orzeźwiająca to lekkie niedomówienie, no ale co zrobić jak trzeba było odhaczyć ją z listy  😉

W poszukiwaniu innych plaż możecie wysiąść też nieco wcześniej na przystanku Carcavelos, skąd na najbliższą plaże Caseiro Praia jest jakieś 800 metrów, lub pojechać do końca linii do Cascais.

Wracając z plaży zatrzymaliśmy się w Belem, gdzie kolejnym obowiązkowym punktem były tradycyjne ciasteczka w Pasteis de Belém (pasteisdebelem.pt/en) koszt jednego to 1,05 EUR, Rua de Belém 84/92, czynne od 8:00 do 23:00. Są to babki z ciasta podobnego do francuskiego, z masą budyniową. Trzeba przyznać, że mają coś w sobie – nawet mój mąż, który nie przepada za słodyczami i nie lubi ciasta francuskiego, pobiegł po dokładkę. W cukierni podobno zawsze są tłumy i kolejki. Jak my byliśmy to kolejki zbyt dużej nie było, niemniej jednak miejsc w środku przy żadnym stoliku też nie zleźliśmy, więc zawinęliśmy nasze ciastka i poszliśmy je skonsumować przy kawie w pobliskim Macu. Wzmocnieni przekąską, mogliśmy się już na spokojnie rozejrzeć po okolicy. A jest to co oglądać. W drodze do ciastków nie sposób na pewno przegapić imponującego budynku Klasztoru Hieronimitów (Mosteiro dos Jeronimos). Zwiedzanie samego klasztoru będzie kosztowało Was 10EUR, ale jest także możliwość zakupu wspólnego biletu do klasztoru i np. wieży Belem lub/i jakiegoś muzeum, wtedy zwiedzanie oby wychodzi nieco taniej. Przy klasztorze znajdują się także muzea – archeologiczne oraz morskie, ale o ile można kupić bilet kombinowany do klasztoru i muzeum archeologicznego, o tyle do wstęp do muzeum morskiego jest płatny osobno. Ale mając świadomość niegdysiejszej potęgi Portugalii w dziedzinie wyprawę zamorskich, trudno dziwić się takiemu stany rzeczy, Przyznam, że nam osobiście nie starczyło czasu na żadne z tych muzeów, niemniej jednak jeśli miałabym rozważać wizytę w którymś, to biorąc pod uwagę wszelkie zasłyszane i zaczytane rekomendacje, pierwsze w kolejności byłoby muzeum morskie.

Wspominana wcześniej Torre de Belem znajduje się nad wodą. W swojej historii służyła jako strażnica portu oraz więzienie. Nieopodal wieży podziwiać możemy także Pomnik Odkrywców.

Z Belem zdecydowaliśmy się na powrót spacerkiem wzdłuż rzeki do centrum. Oczywiście po drodze obowiązkowo zaliczyliśmy tez sesję fotograficzna z wiszącym mostem.

Jeśli będąc w tych okolicach zgłodniejecie, to my z czystym sumieniem możemy polecić Wam Mercado da Ribeira, ale ostrzegam, że wizyta tam nie będzie prostym rozwiązaniem. W środku znajdziecie dziesiątki knajpek z różnymi kuchniami i daniami. Dla nas, zamówienie tu obiadu było jedną z najtrudniejszych decyzji na tym wyjeździe.

Wieczór to najlepszy czas na poszwędanie się uliczkami dzielnic Bairro Alto, Baxia i Chiado, z obowiązkowymi punktami w postaci Praca de Comercio, Elevador Santa Justa lub Elevador da Gloria. Knajpki, knajpeczki, bary, restauracje, sprawiają, ze kwitnie tu nocne życie.  No może w tygodniu, poza sezonem,  to nie tyle nocne co wieczorowe, ale na pewno jeśli tylko chcecie maraton po pubach zdążycie przetrenować. To dobre miejsce, by wspomnieć, że nie ma tu zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych, więc drinka możecie zawsze dostać na wynos w plastikowym kubeczku. Mimo takiego stanu rzeczy wcale nie jest tu wieczorami niebezpiecznie – na ulicach panuje raczej przyjazna, wesoła atmosfera.

W trakcie wieczornych spacerów spotkaliśmy się też kilka osób próbujących sprzedać nam narkotyki, pamiętajcie jednak, że o ile można tu posiadać narkotyki w ilości “na własny użytek” o tyle kupowanie i sprzedawanie ich jest już nielegalne.

Kolejną dzielnicą, której nie można nie odwiedzić będąc w Lizbonie jest Alfama. Czytając jakikolwiek przewodnik po Portugalii, na pewno zetkniecie się z informacją o trzęsieniu ziemi jakie nawiedziło Lizbonę w 1755 roku. Było to jedna z najtragiczniejszych w skutkach katastrof nie tylko w Portugalii ale i na świecie. Alfama byłą bodajże jedyną dzielnicą, której oryginalne zabudowania nie legły w gruzach. Stąd też wąskie, kręte uliczki wokół zamku św Jerzego stały się unikatowe. Sam zamek można także oczywiście zwiedzać – bilet wstępu to koszt 8,5 EUR, (klik). Inne punkty Alfamy, których nie można pominąć choćby z wierzchy to Se Catedral oraz Panteao National. Fanów pchlich targów zachęcam do odwiedzenia jednego z nich w okolicach kościoła Jgreja de Sao Vincente de Flora – odbywa się on we wtorki i niedziele od rano do jakiejś 15.

A może mielibyście ochotę na nieco dalszy wypad z Lizbony? Można wybrać się autobusem do Fatimy (z dworca Sete Rios, cena bilety to 12 EUR w jedną stronę  (rozkład jazdy) . Inną opcją jest wycieczka samolotowa do Porto lub na Maderę. Nam udało się upolować bilety EasyJet za 9,90 EUR w jedną stronę. Wylecieliśmy o 7 rano z Lizbony i o 9:00 byliśmy na wyspie. Lot powrotny mieliśmy o godz. 21.

Aby jak najbardziej efektywnie wykorzystać ten dzień, zdaliśmy się na zawodowców, których z czystym sercem możemy Wam polecić. Dragon Tree Travel to firma prowadzona przez polskiego przewodnika mieszkającego już wiele lat na Maderze, która oferuje wycieczki jeepem po wyspie. Jest to najlepsza opcja jeśli chcecie szybki o porządnie poznać wyspę. Żadnym wynajmowanym samochodem nie wjedziecie na takie bezdroża, nie zobaczycie dzikich krów w górach i magicznych zakątków wyspy. A co nie mniej ważne przewodnik wydawał się być nieskończoną kopalnią wiedzy i ciekawostek na każdy temat dotyczący wyspy, czy to fauna, flora, polityka, historia, geologia.. Ta wycieczka bez dwóch zdań była warta swojej ceny.