Kiedy spogląda się w niebo, można widzieć różne rzeczy. Zorze polarne wyglądające jak wizje po ciężkich prochach, smugi po samolotach rzekomo używane przez rządy do wytrucia większości ludzkości, chmurki w kształtach baranków, poziomek i nosów wujka Alfreda na rodzinnej fotografii sprzed kilkuset lat, meteoryty, pioruny kuliste, burze i śnieżyce… Czasem jakaś Szkoła paralotniowa przegania swoich kursantów z jednej strony horyzontu na drugą. Szkoda, że nie pokażą się troskliwe misie w sowich samochodach z chmurek albo ziejące ogniem smoki mogące obrócić w perzynę siedzibę znienawidzonego ubezpieczyciela… Ale to są tylko mrzonki. Tymczasem Szkoła paralotniowa zatacza kolejne koło i powoli zawraca tam, skąd się wyłoniła, prawdopodobnie na jakąś łysą górę albo inna przygraniczną polanę. że też ludziom chce się robić takie rzeczy, że też się nie boją… Przecież te wszystkie bociany i gęsie i gołębie cały czas tam się czają i taka nieszczęsna Szkoła paralotniowa mogłaby zaliczyć bardzo niemiłe spotkanie…