Ile to jest 7 razy 7? Nieważne, w Czarnobylu możesz policzyć wynik na palcach jednej ręki. Czy ten dowcip jest prawdziwy? Postanowiliśmy sprawdzić.
Zegar nad halą sportową pokazuje za kilka minut wpół do drugiej. Zawsze. Godzina nie jest przypadkowa – to czas eksplozji reaktora. Od ponad ćwierćwiecza niemal nikt w Prypeci nie mieszka. Miasto-widmo jest wyludnione od dnia, w którym eksplodował reaktor elektrowni w Czernobylu.
Marzenia i możliwości – wyjazd do Czernobyla
Podróże takie, jak wyjazd do Czernobyla zwykle kiełkują przez lata. Zaczyna się od zainteresowania tematem, później przychodzi chęć zetknięcia z legendą. W końcu pojawia się Plan, a Decyzja zostaje podjęta.
Decyzja to wybór opcji bezpiecznej. Jedziemy (w siódemkę) z biurem podróży. To nie wycieczka nad Bałtyk ani nawet wakacje w Grecji. To odwiedziny w miejscu, gdzie nawet Amerykanie szukają mocnych wrażeń.
Autobusem przez Ukrainę – 17 godzin w drodze
Siedemnaście godzin w autokarze to długo. W tym czasie można ewakuować pięćdziesięciotysięczne miasto. Albo dojechać autobusem z Krakowa do Kijowa. Jedziemy w czerwcu, jest gorąco, a każda godzina wydaje się trwać dobę. Mijamy Rzeszów, Jarosław. Prostą drogą jedziemy na wschód.
Na granicy jesteśmy w środku nocy. Opuszczamy Unię Europejską. Żadna nowość, ale właśnie dlatego kontrola jest bardzo dokładna. Celnicy nie wydają się spieszyć. Flegmatycznie przerzucają kolejne dokumenty. Proces przyspiesza, kiedy kierowca autobusu uiszcza „opłatę za tradycję”. Dzięki niej nie musimy stać w kolejce kilkunastu godzin. Jesteśmy na Ukrainie.
Kontrast w porównaniu z Polską – ogromny. Żadnych latarni. Żadnych świateł w oknach. Ciemno.
Wyjątkiem są stacje benzynowe. Niemal dokładnie takie, jak nasze sieciówki typu Orlen czy BP. Można kupić coś do jedzenia, picia, a nawet skorzystać z czystej toalety.
Kijów – dumny i piękny
Piękne, stare, niesamowite. Ukraińcy mogą być z Kijowa dumni i jestem przekonany, że są.
My jesteśmy niekoniecznie dumni, ale zadowoleni z hostelu, w którym nocujemy. Wygląda jak nasz typowy betonowy blok. Jest czysta pościel, ręczniki, nawet papier w łazience. Grzyba prawie nie ma. W sam raz. Tak, jak miejscowe piwo pszeniczne – Obolon.
Zwiedzanie zaczynamy od Ławry Pieczerskiej, z zachowanymi i wystawionymi na widok publiczny zmumifikowanymi szczątkami popów. To w środku. Na zewnątrz wrażenie robią potężne, złote kopuły. Ławra to punkt obowiązkowy każdego, kto odwiedza Kijów.
Kolejnym miejscem, które trudno w tym mieście pominąć jest Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z górującym pomnikiem Matki Ojczyzny.
Miasto nas fascynuje. Bogate cerkwie, zadbane i wyniosłe budynki rządowe, miejskie żółte autobusy i Majdan. Ten ostatni kojarzony głównie z miasteczkiem namiotowym podczas pomarańczowej rewolucji.
Głównym celem naszej podróży jest oczywiście Czarnobyl ale odpowiedni nastrój do tego wyjazdu można poczuć już w Kijowie. Trzeba tylko odwiedzić muzeum katastrofy czarnobylskiej.
Po wstępnie dołującej wizycie w muzeum tego co zobaczymy w dniu następnym nie ma to jak zimne piwo na Majdanie. Można pić, byle puszkę mieć w papierowej torebce dostępnej w każdym sklepie ;P
Strefa – kilka godzin, które zapamiętam do końca życia
Strefa to obszar o promieniu 30 km od reaktora nr IV. Zamknięty i pilnie strzeżony. Żeby się tu dostać, trzeba uzyskać szereg pozwoleń. Już na kilka kilometrów przed Strefą droga staje się pusta, a nasz autokar staje się niczym samotny okręt na morzu.
Na 30 kilometrze od reaktora pierwszy posterunek wojska, kontrola i obowiązkowe pamiątkowe zdjęcie.
Pierwszy obiekt w Strefie to Oko Moskwy. Radziecka konstrukcja radarowa mająca wykrywać ewentualne zagrożenie ze strony zimnowojennego, zgniłego zachodu.
Mijamy radar. W końcu wjeżdżamy do Prypeci – miasta wymarłego. Wiek w momencie zgonu: 16 lat.
Chodzimy po rynku, odwiedzamy wesołe miasteczko. Podchodzimy pod obiekt sportowy, a później trafiamy do szkoły i przedszkola.
Przed odjazdem widzimy jeszcze zdewastowany port rzeczny. W końcu ruszamy w drogę powrotną.