Dalej w drodze, tym razem do

0
11
Rate this post

Jechaliśmy zachodnim wybrzeżem już niemal w nocy, około godziny dwudziestej, dwudziestej pierwszej i zatrzymywaliśmy się co jakiś czas zobaczyć, jakie są warunki na plaży. A warunki nie były rewelacyjne, plaża żwirowa, z ciemnym piaskiem, taka niezbyt przyjemna, poza tym nie było żadnych znaków odnośnie pól namiotowych, więc powoli szykowaliśmy się do noclegu pod gołym niebem. Fakt, pytaliśmy kilka razy tubylców, czy nie wiedzą, gdzie moglibyśmy rozstawić się z namiotem, ale ci nie wiedzieli za bardzo o co nam chodzi i patrzyli jakoś tak troszkę dziwnie. Najdziwniej patrzyli chłopcy, których spotkaliśmy siedzących przy bocznej ulicy jakiegoś miasteczka. Zatrzymałem się, bo pomyślałem, że mogą oni mówić po angielsku i spokojnie mnie zrozumieją, a po drugie, za bardzo innej możliwości nie było, bo miasteczko o tej porze było już niemal całkowicie wyludnione. Zatrzymałem się, opuściłem szybkę i od razu poczułem jakąś dziwną, ale znajomą i jednoznaczną woń. Gdy popatrzyłem w oczy kolegów od razu wiedziałem co jest grane. Młodzi chłopcy po prostu byli na mocnym chilloucie. Zanim zapytałem o co nam właściwie chodzi, uśmiechnąłem się i pomyślałem – no panowie, teraz to dopiero dam wam ciężką zagadkę, której nie zrozumiecie zapewne przez całą noc, aż moc włoszczyzny Holandii nie minie. A gdy odjadę, będziecie zapewne zastanawiać się i rozmawiać o tym, co się właściwie stało. Gdy zadałem pytanie goście byli tak mocno w szoku, że nie byli w stanie odpowiedzieć nawet jednym zdaniem. A pytałem o pole namiotowe. Gdy w drugim zdaniu zapytałem o Izmir jeden z nich, co był zapewne bardziej ogarnięty, wstał, rozglądnął się, wskazał ręką i powiedział dat łej. Odpowiedziałem tylko, że dziękuję, potem przekazałem znak pokoju uniwersalnym peace i pojechaliśmy dalej. Tym razem do Izmiru, który był po drodze, a który był miastem całkiem dużym, co na pewno niosło ze sobą dużą ilość atrakcji. Potrzebowaliśmy jednak w tym momencie miejsca na nocleg, które udało nam się znaleźć całkiem niedaleko od miejsca, w którym pożegnaliśmy osiedlowych palaczy.:)